Zapytał się mnie dziś kolega, jakiego antywirusa używam na telefonie (Android). No cóż, przyznam, że to pytanie mnie nie zaskoczyło, bo ten temat pojawia się dość często. I to nie tylko w pytaniach od mniej technicznych użytkowników, co byłoby jeszcze nawet zrozumiałe, bo marketing (tych programów) robi swoje, ale też od znajomych „trochę bardziej technicznych”. Zresztą jest to ogólnie dość powszechne pytanie również na różnych grupach, i to chyba od zawsze…
A odpowiedź jest prosta – nie używam żadnego, i żadnego (używać) nie polecam. Oczywiście nie dlatego, że telefony są tak świetnie zabezpieczone, i to nie tylko w kontekście braku regularnych aktualizacji, co jest standardem, ale po prostu taki „farbowany antywirus” w większości przypadków (pomijam jakieś rozwiązania wbudowane w system, w samo jego jądro) nie może zrobić nic, by wykryć faktyczne zagrożenie. Nie może, bo ma poziom uprawnień, a tym samym możliwości działania, podobny np. do aplikacji kalkulatora. I tak naprawdę jedyne co może taki program robić, to wyświetlać dziwne (ładne) komunikaty udające, że faktycznie robi coś istotnego, oraz niepotrzebnie zużywać energię z akumulatora (baterii). Tak więc instalacji wszelkiej maści programów (niby) antywirusowych na telefonach mówię stanowcze nie, i do tego też zachęcam innych… ;-)


- Wtyczka BackWPup w wersji 5.x to doskonały przykład, jak wylać dziecko z kąpielą i z relatywnie świetnego narzędzia zrobić właściwie bezwartościowego gniota - 1970-01-01
- Testowy przelew w Bitcoinach z najniższą prowizją, czyli krótka historia o tym, jak zamroziłem BTC na (ponad) rok - 1970-01-01
- Nowy system kopii zapasowych w Home Assistant 2025.1 to zapewne krok w dobrym kierunku, ale zdecydowanie przedwczesny - 1970-01-01