Rozwój telefonów komórkowych sprawił nie tylko, że od lat rzadko kiedy zabieram ze sobą laptopa, gdy muszę gdzieś jechać, a tym samym zostawić mój główny komputer, czyli stacjonarny. Sprawił też, że z tego powodu od lat korzystam z tego samego laptopa, bo skoro od czasu do czasu robi za dyżurny sprzęt obok telefonu, to niekoniecznie ma dla mnie znaczenie jego wydajność. Bardziej liczy się mobilność, czyli rozmiar i waga, a z tym jest całkiem dobrze, nie tylko jak na prawie 13-letniego laptopa.
Spis treści w artykule
Adapter do zasilania (starszego) laptopa zapomocą USB-C
Bo 13″ i waga trochę ponad półtora kilograma to nie jest coś, co przy pakowaniu plecaka czy torby specjalnie przeszkadza. I przez lata większy problem miałem z tym, gdzie upchnąć „klasyczny laptopowy zasilacz 19 V”, niż samego laptopa. Zwłaszcza jak dodać do tego, że zazwyczaj zabieram ze sobą powerbank (65 W) oraz ładowarkę USB (65 W), to zaczyna się robić nawet nie tyle, że ciężko i ciasno, co po prostu bez sensu.
Bez sensu, bo zamiast targać ze sobą relatywnie wielki i relatywnie ciężki zasilacz do laptopa, lepiej wykorzystać do tego celu ładowarkę (lub powerbank), zwłaszcza że dzięki technologii PD (Power Delivery) każde z tych urządzeń bez problemu byłoby w stanie nie tylko ładować baterię w moim laptopie, ale i bezpośrednio go zasilić.
Niestety 12-13 lat temu o USB-C nikt chyba nie myślał, tak samo, jak o Power Delivery, więc w przeciwieństwie do wielu współczesnych laptopów, mój nie ma opcji zasilania z ładowarki USB. Przynajmniej w standardzie, bo od czego jest „chińska myśl techniczna”:
I tak oto sporych rozmiarów zasilacz do laptopa zamieniłem na przejściówkę (5.5 x 2.5 mm) wielkości niewielkiego pendrive’a, dzięki której mogę swojego laptopa ładować (i zasilać) bezpośrednio z ładowarki USB (lub powerbanku), za pomocą portu USB-C z Power Delivery. Co najlepsze, ten gadżet kosztował jakieś 10-12 zł na AliExpress, i to już z wysyłką.
Ale to nie znaczy, że (całkowicie) porzuciłem standardowy zasilacz
I choć przejściówka sprawdza się dobrze, to nie oznacza, że całkowicie zrezygnowałem ze standardowego zasilacza. Zwłaszcza że niedawno dostałem nową sztukę. Tam, gdzie miejsce „w bagażu” nie ma znaczenia, czyli np. w domu, nadal zdarza mi się korzystać ze standardowego zasilacza. Również, gdy wiem, że będę musiał dłużej korzystać z laptopa „na zasilaniu”, zwłaszcza gdy będzie to mocniej obciążało komputer, to staram się – jeśli jest to możliwe – korzystać ze standardowego zasilacza.
Głównie dlatego, że przy dłuższej i intensywnej pracy przejściówka potrafi naprawdę solidnie się nagrzać. Zresztą „ładowarka” również. I choć raczej nie obawiam pożaru, bo też zazwyczaj nie zostawiam bez nadzoru ładujących się urządzeń, to jednak choćby z powodu żywotności samej przejściówki, w takich sytuacjach staram się ją oszczędzać. Droga nie była, ale… ;-)
- Wakacje składkowe ZUS a zawieszenie działalności gospodarczej, czyli uważaj, bo być może nie będziesz mógł skorzystać (w 2024) - 1970-01-01
- Przykładowy kalkulator wyceny usługi druku 3D, czyli nie tylko materiał się liczy - 1970-01-01
- Home Assistant 2024.10, czyli nowa karta „nagłówek” i niedziałający TTS w ramach usługi Google Cloud - 1970-01-01
Powiem, sam się ostatnio zastanawiałem nad setem tych przejściówek. I nie do celów zasilania laptopa (bo jako laptopa kupiłem sobie używkę już z USB-C PD) ale jako niezbędnik elektronika, by nie musieć szukać odpowiedniego zasilacza i nie musieć kupować sobie zasilacza laboratoryjnego.
Nie wiem, jak będzie z trwałością, ale testy wypadły dobrze. I nawet nie nagrzewa się mocno (chyba że dłużej pracuje i przy dużym obciążeniu), czego troszkę się obawiałem. Choć z drugiej strony cały „układ zasilający” jest w ładowarce.