Wczoraj Parlament Europejski przegłosował (projekt poparło 557 posłów, 89 głosowało przeciw, 33 wstrzymało się od głosu) przepisów dotyczące zakazu stosowania geo-blokowania w handlu elektronicznym. Jako konsument pewnie mógłbym już otwierać szampana (ale tylko mógłbym – więcej za chwilę). Jako osoba zajmująca się m.in. wdrażaniem i obsługą różnych rozwiązań eCommerce również – bo ktoś te zmiany będzie musiał wprowadzić. Ale już gdybym był osobą zajmującą się handlem lub świadczeniem usług drogą elektroniczną (przez internet) to… nie wiem. Nie wiem, czy nie uznałbym, że znowu wiecznie żywy duch komunizmu „wtrąca mi się” w wolny rynek.
Spis treści w artykule
Bez blokowania geograficznego (geobloking)
Rozumiem prawdopodobne idee stojące za takim zakazem – jednak Unia, jeden rynek (jeden… wódz). Sam nieraz trafiałem na tego typu blokady, które czasem dało się obejść, czasem nie, bo swoją lokalizację mogłem „zmienić” np. za pomocą VPNa, to już adres dostawy czy parametry mojej karty kredytowej skutecznie zdradzały moją lokalizację (przynajmniej „narodowościowo”, bo przebywać w tym czasie mogłem w zupełnie innym miejscu).
Co to jest blokowanie geograficzne (tzw. geobloking)?
Geobloking to wszelkie ograniczenia nałożone przez sklepy internetowe ze względu na przynależność państwową klientów, ich miejsce zamieszkania lub miejsce prowadzenia działalności.
Formy geoblokingu:
- odmowa sprzedaży do innego kraju Unii na dowolnym etapie składania zamówienia online
- automatyczne przekierowanie klienta na inną stronę (najczęściej kraju, w którym przebywa) bez jego zgody i/lub wiedzy oraz możliwości obejścia przekierowania
- zmiana warunków sprzedaży, w tym ceny, ze względu na kraj, w którym przebywa konsument (określane częściej jako geo-filtering)
- brak akceptacji metody płatności (np. karty kredytowej) z innego państwa UE
- brak możliwości rejestracji na stronie internetowej z powodu adresu użytkownika w innym państwie członkowskim lub z powodu miejsca, z którego łączy się użytkownik
Nie będę ukrywał, że nieraz takie blokady sam na potrzeby moich klientów wdrażałem, niezależnie od kontekstu/powodu, ważne, by miały jakiś cel i były relatywnie skuteczne. Powody wdrażania takich blokad są różne, m.in.:
- Niechęć do realizowania zagranicznych wysyłek ze względu na komplikacje związane z dostawą (zmienny koszt dostawy, ewentualne problemy z reklamacjami)
- Podatki, zwłaszcza VAT, który obecnie – przy sprzedaży osobom fizycznym – potrafi napsuć sporo krwi, czy to ze względu na różne stawki (stosujemy stawkę z kraju kupującego), czy też na konieczność dodatkowego odprowadzania podatku do właściwych urzędów/państw (kraj kupującego)
Wprawdzie sam nie zajmuje się obecnie tego typu działalnością, ale jakbym miał, to chyba właśnie kwestie związane z podatkami byłyby tymi, które by sprawiły, że bym podziękował za taką zabawę. Zresztą zdarza mi się obecnie – jako kupującemu – że często kluczem otwierającym jest to, że jest firma i jestem płatnikiem VAT (VAT-EU).
Na wszelki wypadek zaznaczam, że nie jestem przeciwnikiem wolnego rynku, swobody działalności gospodarczej, itp. Wręcz przeciwnie. Po prostu nie zawsze rak będzie rybą, nawet na bezrybiu…
Testowe 2 lata
Zmiany mają wejść w życie do końca 2018 roku, i będą „obserwowane” przez unijnych biurokratów przez 2 lata, w trakcie których będą „wyciągane wnioski” przed ew. rozszerzeniem na kolejne segmenty… No właśnie – bo zakaz blokowania ze względu na lokalizację potencjalnego nabywcy na początku będzie dotyczył m.in. urządzeń gospodarstwa domowego, odzieży i elektroniki.
Do tego dochodzą wszystkie usługi świadczone droga elektroniczną, czyli wirtualnie, np. usługi chmurowe, usługi SaaS, hosting i serwery:
Nowe przepisy będą dotyczyć szerokiej gamy towarów i usług, w tym:
- towarów takich jak meble i sprzęt elektroniczny, urządzenia gospodarstwa domowego, odzież
- usług online, takich jak usługi w chmurze, hurtownie danych, hosting stron internetowych i dostarczanie zapór sieciowych
- usługi rozrywkowe, takich jak bilety do parków rozrywki, koncerty
Czekacie na książki elektroniczne (eBooki), muzykę do pobrania lub słuchania, czy też filmy, seriale ewentualnie gry? Nic z tego. Przynajmniej na razie…
Ach te prawa autorskie
Nie wiem jak Wy, ale ja prędzej niż pralkę, lodówkę, TV czy konsolę, chętniej przez internet zakupiłbym abonament na jedną z kilku usług audio-wideo, które u nas nie są dostępne. A nawet jeśli są dostępne – jak np. Netflix, z którego korzystam – to płacąc właściwie tyle samo co wszędzie (i to bez relatywizowania do zarobków, siły nabywczej „godziny pracy”, itp.) dostajemy niewielki fragment tego, co… Oczywiście nie wszystkich, bo w woreczku z nami są też i obywatele innych państw. A wszystko to m.in. przez prawa autorskie.
I tak się dziwnym trafem składa, że przegłosowane zmiany właśnie tego segmentu nie dotyczą. Dalej świat będzie dzielony jeśli chodzi o rozrywkę (i usługi transportowe, które też podpadają pod wyjątek, choć już niezwiązany w prawami autorskimi ;-)). Ale pralkę powinniśmy bez problemów kupić w dowolnym sklepie internetowym działającym w dowolnym państwie Unii Europejskiej. Przynajmniej w teorii, bo…
Wykluczenie wykluczeniem wykluczenie pogania
Ale by nie było, że tylko sprzedawcy produktów (również cyfrowych) objętych prawami autorskimi mogą – przynajmniej na razie – dmuchać na nadciągające przepisy. Bo skoro ślimak może być rybą, marchewka owocem, to… Zawsze znajdzie się jakiś wytrych, niezależnie od tego jak (nie)potrzebne są dane przepisy. Zwłaszcza, że przepisy zakazują „nieuzasadnionego blokowania”.
I tak np. w komunikacie prasowym Parlamentu Europejskiego znajdziemy taki fragment:
W szeregu przypadków przedsiębiorcy będą mieli obowiązek zapewnić internetowym nabywcom zza granicy taką samą cenę i takie same warunki sprzedaży jak klientom lokalnym. Ułatwienia dla konsumentów dotyczyć będą między innym następujących sytuacji:
- zakup towaru (np. urządzenia gospodarstwa domowego, elektroniki, odzieży) i jego dostarczanie do państwa członkowskiego, do którego przedsiębiorca gwarantuje dostawę (na ogólnych warunkach lub z możliwością odebrania zakupu w miejscu uzgodnionym przez obie strony, w państwie UE, w którym przedsiębiorca oferuje taką możliwość
- nabycie usług świadczonych drogą elektroniczną, które nie są chronione prawem autorskim (np. usługi w chmurze, hurtownie danych, hosting stron internetowych i dostarczanie zapór sieciowych)
- zakup przez internet usług świadczonych w miejscu, w którym przedsiębiorca prowadzi działalność (np. pobyt w hotelu, imprezy sportowe, wypożyczanie samochodów, festiwale muzyczne lub bilety wstępu na parkingi)
Pogrubienie moje, bo co z tego, że np. sklep z pralkami w Portugalii nie zablokuje mnie po IP (bo nie może), nie odrzuci mojego zamówienia na podstawie mojego adresu zamieszkania (bo nie może) czy danych karty kredytowej/płatniczej (bo nie może), jak na koniec nie zrealizuje mojego zamówienia, bo w standardzie np. do Polski nie dostarcz. Bo jakby dostarczał, to by znaczyło, że sprzedaje, a jak sprzedaje, to po co te przepisy?
Tak, wiem – mogę zamówić do jakiegoś miejscowego Janusza Biznesu, który za drobną opłatą towar przyjmie na swój adres, przepakuje i wyśle do mnie. Ale wtedy równie dobrze może on kupić, a ja odkupię od niego. Oczywiście mogę też po moje zakupy pofatygować się osobiście, ale chyba nawet do Niemiec by mi się nie chciało dla „stówki czy dwóch” oszczędności, a co dopiero dalej. A chyba nie należę do przesadnie leniwych ludzi… ;-)
- Home Assistant 2024.11, czyli „sekcje” domyślnym widokiem z opcją migracji, WebRTC oraz wirtualna kamera - 1970-01-01
- Black Friday w ZUS, czyli jest jeszcze kilka dni, by złożyć wniosek RWS i skorzystać z wakacji składkowych płacąc ZUS za grudzień 2024 - 1970-01-01
- Wakacje składkowe ZUS a zawieszenie działalności gospodarczej, czyli uważaj, bo być może nie będziesz mógł skorzystać (w 2024) - 1970-01-01