Wprawdzie tematycznie artykuł który właśnie piszę (a Ty teraz czytasz) pewnie łapie się w szerokim zakresie poruszanych na tej stronie tematów (np. eCommerce) to od razu chciałem uprzedzić, że ten wpis będzie raczej małym felietonem, w którym wyrażę swoje osobiste spostrzeżenia/poglądy/opinie związane z moją trzykrotną (próbą) skorzystania z usługi „Paczka w RUCHu” – ale w końcu to cały czas mój blog, moje miejsce w internecie…

Paczka w/bez RUCHu

Jak tylko pomyślałem o tym wpisie, od razu wiedziałem, że niezależnie od jego ostatecznej formy, to właśnie zdanie/określenie „paczka w/bez ruchu” będzie idealnie odzwierciedlało moje odczucia związane z moimi przygodami tą usługą.

Z jednej strony jest to paczka, która odbierzemy w kiosku RUCHu i stąd oficjalna nazwa usługi (paczka w RUCHu). Z drugiej strony po swoich doświadczeniach już wiem, że raczej moje następne zamówienia to będą paczki bez RUCHu, choć mam nadzieję, że będą jak najbardziej w ruchu.

I jak się zaraz okaże, w mojej decyzji o rezygnacji z tej usługi wina leży (mniej lub bardziej) po każdej ze stron – łącznie ze mną…

Dlatego nie jest to jakikolwiek atak (a przynajmniej nie jest to moim zamiarem) na samą usługę czy świadczącą ją firmę, a po prostu opis – i to ew. dość osobisty/pełny osobistych wrażeń/spostrzeżeń – moich trzykrotnych podejść do tej formy dostawy.

Tania dostawa = wyżej na liście wyników

Pierwsze moje podejście do usługi miało miejsce chyba gdzieś na początku ubiegłego roku – jakieś drobne zakupy z/na Allegro, więc zwłaszcza przy mniejszych sumach koszty wysyłki się liczą, bo szybko może się okazać, że w ostatecznej sumie to właśnie one stanowią większość (stąd tak cenie zakupy prosto z Chin, bez pośrednictwa krajowych pośredników czy Januszy Biznesu).

Szybkie wyświetlenie pasujących ofert wraz z sortowaniem po cenie z uwzględnieniem kosztów dostawy dało mi na samej górze 2 wyniki które mnie szczególnie zainteresowały.

Wysyłka na odpowiedzialność kupującego

Pierwszy to najtańsza przesyłka „listem zwykłym na odpowiedzialność kupującego”, którą gdybym nie robił zakupów na firmę i nie brał faktury VAT to pewnie bym wybrał, tylko po to by w razie zaginięcia przesyłki „po drodze” udowodnić sprzedającemu jak mocno się myli, i nie byłaby to przesyłka na moją – jako konsumenta – odpowiedzialność.

Takie praktyki/zapisy cały czas jeszcze można znaleźć, i to nie tylko na Allegro. I to mimo, że aktualizacja ustawy o prawach konsumenta, która weszła w życie 25 grudnia 2015 dokładnie określa m.in kto ponosi odpowiedzialność za (nie)dostarczenie przesyłki do konsumenta:

Art. 12. 1.

13) obowiązku przedsiębiorcy dostarczenia rzeczy bez wad;

Art. 44.

W ustawie z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (Dz. U. z 2014 r. poz. 121) wprowadza się następujące zmiany:

10) w art. 548 dodaje się § 3 w brzmieniu:

„§ 3. Jeżeli rzecz sprzedana ma zostać przesłana przez sprzedawcę kupującemu będącemu konsumentem, niebezpieczeństwo przypadkowej utraty lub uszkodzenia rzeczy przechodzi na kupującego z chwilą jej wydania kupującemu. Za wydanie rzeczy uważa się jej powierzenie przez sprzedawcę przewoźnikowi, jeżeli sprzedawca nie miał wpływu na wybór przewoźnika przez kupującego. Postanowienia mniej korzystne dla kupującego są nieważne.”;

Oczywiście w takich przypadkach prawdopodobnie głównym celem – moim zdaniem/w moim odczuciu – nieuczciwych sprzedawców wcale nie jest wysłanie nam zamówienia „listem zwykłym nierejestrowanym” (od czego zazwyczaj skutecznie odstrasza, często nawet po samym zakupie proponując dopłatę do „bezpieczniejszego rozwiązania”) a znalezienie się ze swoją ofertą jak najwyżej na liście wyników, w przypadku sortowania ofert „cena + koszty przesyłki”.

Paczka w RUCHu też jako wabik

Dlatego wybrałem drugą w kolejności ofertę, gdzie sprzedający za (chyba) niecałą złotówkę więcej oferował dostawę do wybranego kiosku RUCHu, w ramach usługi „Paczka w RUCHu”.

Niebawem po dokonaniu płatności za zakupy dostałem informacje, że wybrana forma dostawy znalazła się tam przez pomyłkę i propozycję dopłaty do innej formy wysyłki.

Podziękowałem sprzedającemu za propozycję, a sama „pomyłka” była na tyle „niezamierzona”, że jak sprawdzałem aukcje tego przedmiotu wznowione lub wystawione po „zauważeniu pomyłki” to nadal jako najtańsza forma dostawy widniała tam „Paczka w RUCHu”.

Pani to nie pan, czyli są jeszcze miejsca wolne od gender

Drugie moje podejście do tej formy dostawy/przesyłki miało miejsce (ponownie będzie to „chyba gdzieś”) w okolicach wakacji.

Tym razem sprzedawca wywiązał się ze swojej oferty i przesyłka (do kiosku) została relatywnie szybko nadana, i po jakiś 2-3 dniach otrzymałem SMSa z informacją, że moja paczka jest gotowa do obioru.

Pech chciał, że w miedzy czasie po jednej z małych wypraw dość mocno się rozchorowałem, i skończyło się antybiotykiem, a tym samym i zakazem wychodzenia z domu przez najbliższe kilka dni.

Pomyślałem, że to w sumie nic straconego – prześle SMSa z numerem przesyłki i kodem PIN do dziewczyny i ta odbierze przesyłkę w drodze do pracy. Wprawdzie w dowodzie adresy mamy identyczne, to na wszelki wypadek dałem jej również swój dowód osobisty – lepiej dmuchać na zimne…

Jak się okazało znajomość numeru zamówienia i kodu PIN to w tym przypadku było za mało. Nie pomógł też identyczny z moim (adresatem przesyłki) adres w dziewczyny dowodzie, a nawet mój dowód – pani to nie pan. Natury nie oszukasz, i to niezależnie od tego jak dużo wydasz na chirurga…

Nie było wyjścia – na przesyłce zależało mi na tyle, że musiałem wbrew zaleceniom lekarza zamienić „piżamę” na spodnie i pojechać samodzielnie odebrać przesyłkę – podałem imię i nazwisko, na koniec numer PIN i przesyłka w reszcie była w moich rękach.

Pewnie jakbym zamiast dziewczyny posłał kolegę, to by problemów nie było, bo sama autoryzacja sprowadzała się do naprowadzenia „pana z kiosku” na konkretną przesyłkę i podanie numeru PIN.

Święta, Święta i po Świętach

Trzecie i jak zakładam ostatnie moje podejście miało miejsce jakiś tydzień przed Świętami, tak by sprawę załatwić jeszcze przed okresem świąteczno-noworocznym, a więc gdy rozkład dni wolnych zazwyczaj znacząco odbiega od „zwykłego okresu”, a do tego mamy choćby wyjazdy do dalszej lub bliższej rodziny.

Nie wiem kto tu zaspał – czy sprzedawca czy dostawca, ale faktem jest, że zakupy zostały opłacone 16 grudnia, a SMS o czekającej na odbiór paczce/przesyłce przyszedł dopiero 28 grudnia, a więc w przerwie między Świętami a Sylwestrem/Nowym Rokiem, gdy nasz pobyt „w okolicach domu” był znacznie zredukowany – stąd zakupy z wyprzedzeniem, a przynajmniej tak mi się wydawało.

Bez PINu nie da rady

Pierwsza próba odebrania paczki miała miejsce albo w Sylwestra (czwartek), albo dzień po Nowym Roku (sobota). Niestety była to próba nieudana – pech chciał, że moja druga połowa tego dnia nie wzięła ze sobą telefonu w którym był kod PIN.

Od razu pojawił się pomysł, że skoro nie da rady inaczej (np. na dowód, zwłaszcza że tym razem adresatem była ona) to pojedzie do domu po telefon/kod PIN.

Pan z kiosku stwierdził, że nie ma takiej potrzeby – będzie wiedział, i odroczy odesłanie paczki, tak, że będzie można ją odebrać „troszkę później”, czyli w następny „dzień roboczy”.

Paczka jest, ale jej nie ma

Dziś udałem się do kiosku by odebrać paczkę – wiem, ale świadomie podjąłem to ryzyko, że tym razem „pan to nie pani”.

Podałem imię i nazwisko, w tym czasie przygotowałem sobie również SMSa z niezbędnymi informacjami (PIN). Po kilku minutach udało się paczkę znaleźć – ale była ona tam tylko fizycznie/teoretycznie, bo jak się dowiedziałem, ona niby jeszcze tu (w kiosku) jest, ale jakby jej już tu nie było, bo dzwonili „z centrali”, że będą ją odbierać jako nieodebraną.

Do trzech razy sztuka

I tak oto wyglądały moje 3 podejścia do „Paczki w RUCHu” – pierwsze skończyło się zanim tak naprawdę się zaczęło. Przy drugim podejściu udało się przesyłkę odebrać, choć musiała się zgadzać płeć odbierającego, co być może nawet w całym zalewie „homo/gender propagandy” może nawet cieszyć (choć wydaje mi się głupie/absurdalne).

W przypadku trzeciego i ostatniego podejścia ciężko mi jednoznacznie wskazać winnego – pewnie gdyby sprzedawca wcześniej wysłał przesyłkę i/lub RUCH szybciej ją dostarczył do kiosku i/lub była możliwość odbioru jej „na dowód”, to finał tej historii byłby inny, a tym samym pewnie by nie było tego wpisu, a ja bym w myślach sobie powtarzał, że „do czterech razy sztuka”… ;-)

(!) Zgłoś błąd na stronie
Pomogłem? To może postawisz mi wirtualną kawę?
LUTy dla D-Cinelike (DJI Mini 3 Pro, DJI Avata, OSMO Pocket) od MiniFly
Wdrożenie Omnibusa w sklepie na WooCommerce
Jak (legalnie) latać dronem w Kategorii Otwartej
Patryk