Niedawno rozmawiałem ze znajomymi na temat statystyk na stronie. Zaczątkiem rozmowy była nowa wersja Google Analytics (Google Analytics 4), a konkretnie zmiany, jakie nie tylko w podejściu do monitorowania aktywności (np. na stronie internetowej), ale i w samym interfejsie użytkownika. A być może właśnie tu, bo szybko pojawił się temat ruchu na stronie, w tym głównie w kontekście unikatowych użytkowników, odsłon i sesji. Czyli dokładnie tego, co mnie najmniej interesuje podczas przeglądania statystyk…
Spis treści w artykule
W statystykach witryny odwiedziny i odsłony to najmniej istotna rzecz
Oczywiście to nie tak, że w ogóle nie zwracam uwagi na użytkowników czy odsłony, bo jednak pozwala to z grubsza określić pewne tendencje, które zachodzą np. na stronie. Ale gdyby interesowała mnie liczba użytkowników czy odsłony, to pewnie wybrałbym jakieś inne narzędzie niż Google Analytics (GA), gdzie te informacje są prezentowane w ciekawszy sposób (bardziej kolorowy ;-)).
Odsłony – przynajmniej jako liczba, bo jako tendencja to co innego – nie są tym, co mnie najbardziej interesuje, bo to, co podaje nawet tak dobrze przygotowane narzędzie jak Google Analytics (GA) nie są wiarygodne. Nie tylko ze względu na to, że coraz powszechniejsze jest blokowanie również skryptów statystyk (kiedyś porównywałem, i dane prezentowane przez GA w przypadku strony Webinsider.pl odbiegały np. od statystyk wyciąganych bezpośrednio z logów z serwera czy np. CloudFlare czasem nawet o 60 i więcej procent, oczywiście na minus), ale i dane prezentowane w Google Analytics często są szacowane.
Co nie dziwi, bo przy takiej liczbie stron, jakie korzystają z tej usługi, takiej liczbie użytkowników, odwiedzających łącznie te strony, przetwarzanie wszystkich danych ze wszystkich stron dla wszystkich działań na nich, byłoby „mocno absorbujące” dla serwerów. A jak połączyć to z tym, że i tak byłyby to dane niekompletne, m.in. z powodu blokad kodu statystyk, czy ogólnie ograniczeń kod JavaScript, to nie miałoby to sensu. Stąd szacowanie wydaje się logiczne i sensowne.
A jeśli te liczby – m.in. użytkownicy, odsłony, sesje – są nie kompletne, to tym samym nie są autentyczne, a więc… po co się nimi przejmować? No chyba, że ogólnie, w połączeniu z innymi informacjami, i jako jeden z wyznaczników pewnych trendów…
Demografia głupcze
I tak dochodzimy do tego, co najważniejsze. Przynajmniej dla mnie, przynajmniej zazwyczaj, i przynajmniej w przypadku Google Analytics w wersji Universal Analytics. Bo Google Analytics 4 i tak wszystko to – zwłaszcza koncentrowanie się na użytkownikach i odsłonach – wywaraca do góry nogami.
I choć nie będzie to uniwersalne zestawienie, bo wiele zależy od specyficznych potrzeb, czy to naszych, czy strony (np. na Webinsider.pl śledzę, na jakie strony kierują konkretne linki przychodzące, jak i to, z jakich stron i na jakie adresy wychodzi ruch „na zewnątrz”, co widać na grafice powyżej), to są pewne elementy wspólne, na które patrzę na większości stron, na których korzystam z Google Analytics.
To, od czego zazwyczaj zaczynam konfigurację Google Analytics, to włączenie demografii (m.in. wiek, płeć), oraz dodatkowych danych o odwiedzających (np. zainteresowania). Bo zdecydowanie więcej informacji choćby na temat mojej potencjalnej grupy docelowej jestem w stanie wyciągnąć z tego, niż z samej liczby użytkowników czy odsłon (współczynnik odrzuceń zazwyczaj pomijam z góry, bo to totalny bubel na większości stron).
A skoro przy ustawieniach śledzenia jesteśmy, to jeśli mamy stronę typu eCommerce (np. sklep internetowy), to warto aktywować i skonfigurować również ten moduł. Oraz – o czym wiele osób zapomina, a potem wychodzą w raportach dziwne rzeczy – warto wykluczyć siebie ze statystyk, co można zrobić na podstawie adresu IP (gdy mamy stały) lub ciasteczka (cookie).
Pamiętaj o celach
Kolejnym krokiem jest ustawienie celów, na podstawie których będzie można m.in. rozliczać skuteczność naszych działań. Cele zależą od typu strony i naszej oferty, ale mogą to być takie elementy/zdarzenia jak skorzystanie z formularza kontaktowego, zapis do newslettera, czy też wyświetlenie strony podziękowania za zamówienie w sklepie, czyli dokonanie zakupu.
Warto w tym kontekście pamiętać o segmentach, i raportach niestandardowych, tak by pod uwagę brać odpowiednie grupy odwiedzających. Dzięki czemu konwersja (realizacja celów) będzie lepiej odzwierciedlała stan faktyczny. Nawet jeśli cały czas opieramy się na danych szacowanych, więc niekompletnych.
Google Tag Manager i UTMy Twoim przyjacielem
Na koniec coś, co przydaje się nie tylko wtedy, gdy chcemy w analityce internetowej przejść na jeszcze wyższy poziom. Nie tylko, bo z tagów UTM w linkach do strony można korzystać właściwie bez żadnej wiedzy specjalistycznej, a pozwala to lepiej monitorować choćby ruch z kampanii reklamowych.
Kolejny krok, to Google Tag Manager (GTM), o którym wspominałem już kilkukrotnie w tym artykule. Nie jest to coś niezbędnego, ale nie tylko można wykorzystać GTM do zainstalowania na stornie m.in. kodu śledzącego Google Analytics, ale ogólnie pozwala robić prawdziwe cudeńka, jeśli chodzi o monitorowanie tego, kto i co robi na naszej stronie. Ale to już temat ewentualnie na inne artykuły… ;-)
- Wakacje składkowe ZUS a zawieszenie działalności gospodarczej, czyli uważaj, bo być może nie będziesz mógł skorzystać (w 2024) - 1970-01-01
- Przykładowy kalkulator wyceny usługi druku 3D, czyli nie tylko materiał się liczy - 1970-01-01
- Home Assistant 2024.10, czyli nowa karta „nagłówek” i niedziałający TTS w ramach usługi Google Cloud - 1970-01-01