Uruchomienie w ramach Newslettera Webinsider.pl opcjonalnych (dla chętnych) powiadomień o najnowszych artykułach jest jednym z kilku działań zaplanowanych na ten rok, które – jak już pisałem – mają w większym stopniu uniezależnić ruch na stronie od „widzi mi się” gigantów, takich jak Google (wyszukiwarka) czy Facebook (media społecznościowe).
Kolejnym działaniem ma być większa promocja kanału RSS strony, co jest moim zdaniem ogólnie chyba najwygodniejszą metodą monitorowania ulubionych stron pod kątem tego, czy pojawiły się na nich jakieś nowe wiadomości (artykuły).
Spis treści w artykule
Moja prywatna baza stron, które znajdują się w czytniku RSS cały czas się rozrasta, a mimo to, dzięki możliwości zarządzania informacjami (oznaczenie gwiazdką, tagowanie) panuje tu porządek, i nic nie ginie – każda informacja do mnie dociera, i to ja podejmuję decyzję o tym, czy warto ją przeczytać, czy nie. Żadne „mityczne algorytmy”, tylko ja! Wystarczy ze swojego „newsfeeda” wywalić wszystko co „social”, czyli wszelkiej maści „pierdoły” z kotkami, głupimi filmikami i memami.
Oczywiście nikt rozsądny – jak mi się wydaje – nie opiera swojej prasówki na tym co mu pokaże lub – coraz częściej – nie pokaże np. Facebook. No chyba, że bardziej od informacji interesuje nas… wrażenie odbioru informacji. Wtedy może i owszem – media społecznościowe będą OK. Nawet bardzo OK… ;-)
Znikający zasięg na Facebooku
Oczywiście sporo większość stron – w tym i Webinsider.pl – ma swoją stronę m.in. na Facebooku, bo tam są potencjalni czytelnicy, którzy mogą w każdej chwili zacząć obserwować (polubić, zostać fanem…) wybraną stronę, w przekonaniu, że dzięki temu będą otrzymywać powiadomienia o nowych wiadomościach (artykułach). Nic bardziej mylnego.
Przeglądając statystyki choćby Facebooka (będę się trzymał głównie tego serwisu, bo jest chyba najpopularniejszy, ale podobnie zapewne sytuacja wygląda w przypadku pozostałych serwisów tego typu) widzę, że choć liczba osób obserwujących profil WebinsiderPL systematycznie rośnie, to zasięg poszczególnych postów właściwie jakby się zamroził. Powiedzmy, że jeśli nie zdarzy się jakieś nadzwyczajne „szerowanie” to jest to od 20 do 30% obserwujących. Oznacza to, że wiadomość o nowym artykule na stronie dociera jedynie do co piątego potencjalnie zainteresowanego.
Mógłbym to jeszcze zrozumieć, gdybym „jako strona” regularnie udzielał się w dyskusjach toczonych w tym serwisie, przez co zapewne (spora) część obserwujących byłaby niejako z przypadku, tzn. polubili co napisałem gdzieś w jakiejś dyskusji, co w efekcie doprowadziło do tego, że polubili profil. W takim przypadku nie mam wątpliwości, że takie osoby tak naprawdę nie do końca są zainteresowane by otrzymywać powiadomienia o każdym poście. Zwłaszcza, że pewnie takich polubionych „osób i stron” mają setki, jak nie tysiące.
Ale w przypadku profilu WebinsiderPL na Facebooku nie ma mowy o jakiejkolwiek tego typu aktywności – traktuje to jako jeden z kilku kanałów, za pomocą których zainteresowane osoby powiadamiam o nowych artykułach na stronie. Dlatego chyba mogę założyć, że w większości przypadków, jak ktoś już polubił nas na Facebooku, to zrobił to właśnie po to, by takie powiadomienia – o nowych artykułach – otrzymywać. A dzięki „mitycznym algorytmom” nie do końca tak jest. Chyba, że zdecyduję się na płatną promocję…
Naprawdę Prosta Dystrybucja
I tu z pomocą przychodzi technologia RSS, dzięki której wybrane przez nas oprogramowanie może na bieżąco śledzić nowości na obserwowanej stronie, które lądują – niczym wiadomości e-mail – w naszej skrzynce odbiorczej, i to od nas zależy czy jest to dla nas ważne, i co z tym dalej zrobimy.
Zacznę może od tego, że pokaże jak wygląda prawie surowy – choć już po moich modyfikacjach – kanał RSS Webinsider.pl wyświetlony bezpośrednio w przeglądarce:
Dramatu nie ma – bo jest to już kanał wstępnie obrobiony, a nie surowy XML. Ale prawdziwa siła RSSów to nie wygląd pojedynczego kanału, bo wtedy to pewnie lepiej byłoby przeglądać bezpośrednio stronę. Prawdziwa siła, to liczna grupa programów i serwisów, za pomocą których możemy wygodnie przeglądać kanały RSS – trochę tak, jakbyśmy przeglądali skrzynkę e-mail.
Kiedyś, dawno, dawno temu do tego celu wykorzystywałem program pocztowy Thunderbird, w którym zresztą obsługa RSSów cały czas jest dostępna, i nadal daje radę:
Później jednak przeniosłem się na czytnik RSS dostępny przez przeglądarkę internetową, dzięki czemu miałem dostęp do tego samego zestawu wiadomości, o takim samym statusie (przeczytane, oznaczone gwiazdką, czy otagowane) niezależnie od komputera, z którego korzystałem. Była to usługa Google Reader, którą nasz rekin internetu postanowił w pewnym momencie ubić.
I tak nastał czas Feedly
W tym momencie zaczęli pojawiać się kolejni chętni do przejęcia sierot po usłudze Google. Jedni lepsi, inni gorsi… Jedni szli z duchem czasu, inni uznali, że najlepiej będzie upodobnić się usługi od Google, która już wtedy wyglądała, jakby z dekadę temu ktoś o niej zapomniał.
W każdym razie mój wybór padł na bezpłatne konto w Feedly, i tak jest do dziś (mogę ewentualnie polecić też jeszcze serwis/usługę Inoreader). Wprawdzie starają się mnie cały czas skusić do przejścia na wersję płatną, to… raczej nie ma na to szans. Zwłaszcza, że powoli przymierzam się do postawienia czegoś takiego na swoim serwerze (kolejny plan na ten rok). Po konsultacji z kilkoma „mniej technicznymi internautami” (sic! ;-)) uznałem, że to właśnie Feedly będzie najlepiej reprezentanta tego typu narzędzie – prosta obsługa i interfejs, bezpłatne konto, całkiem dobra aplikacja mobilna. Tak więc jeśli ktoś z Was chce zacząć zabawę z RSSami (naprawdę zachęcam), to właśnie Feedly może być dobrym wyborem. Zwłaszcza na start.
Po założeniu konta wystarczy w wyszukiwarce (prawy górny róg) wpisać adres serwisu, który chcemy dodać do obserwowanych:
Następnie wystarczy kliknąć „follow”, wybrać ewentualnie grupy do których chcemy dany serwis przypisać (np. blogi, technologia) i… to tyle, od tego momentu możemy cieszyć się informacjami o każdym artykule, który pojawi się na obserwowanych stronach:
Powyżej zrzut ekranu z mojego konta w serwisie Feedly – oczywiście z wiadomą stroną… ;-)
Przykładowe kanały RSS
Na koniec jeszcze kilka przykładowych kanałów RSS, które są związane ze stroną Webinsider.pl (nie będę podawał konkretnych stron do obserwowania, bo tu zapewne każdy z Was ma własną listę).
Strona główna:
https://webinsider.pl
Główny kanał RSS:
https://webinsider.pl/feed
Główny kanał RSS dla komentarzy (wszystkich):
https://webinsider.pl/comments/feed/
Mój kanał jako autora:
https://webinsider.pl/author/patryk/feed/
Kanał RSS wybranej kategorii:
https://webinsider.pl/category/WYBRANA-KATEGORIA/feed
Kanał RSS wybranego tagu:
https://webinsider.pl/tag/WYBRANY-TAG/feed
Komentarze wybranego artykułu:
https://webinsider.pl/WYBRANY-ARTYKUŁ/feed/
Są to wprawdzie kanały związane ze stroną Webinsider.pl. ale są to też standardowe kanały RSS WordPressa, a więc powinny działać na każdej stronie opartej o ten system CMS (przy dobrze ustawionych odnośnikach bezpośrednich).
- Wakacje składkowe ZUS a zawieszenie działalności gospodarczej, czyli uważaj, bo być może nie będziesz mógł skorzystać (w 2024) - 1970-01-01
- Przykładowy kalkulator wyceny usługi druku 3D, czyli nie tylko materiał się liczy - 1970-01-01
- Home Assistant 2024.10, czyli nowa karta „nagłówek” i niedziałający TTS w ramach usługi Google Cloud - 1970-01-01
Ja tylko opieram się o RRSy. Listy malingowe (powiadomienia) tylko zaśmiecają skrzynkę. Przy czym ja korzystam z inoreader, który bardziej mi przypomina właśnie Google Readera.
Inoreader jest spoko, znajomy korzysta. Ja w momencie „googlowskiego przewrotu” trafiłem do Feedly, i… tam jestem. Raz, że „naganiacze do wersji premium” mi nie przeszkadzają, dwa – baza artykułów, tagów, kategorii. A jest tego trochę. Ale gdzieś tam w planach mam jakiegoś klienta RSS hostowanego na swoim serwerze… Zobaczymy. W każdym razie dzięki za przypomnienie o Inoreader, dodałem małą wzmiankę do artykuły na temat tego serwisu.
I oczywiście zgadzam się z Tobą, że RSSy to cały czas najwygodniejsza forma śledzenia nowości (nie tylko) na wybranych stronach. Ale mam też kilak serwisów, gdzie korzystam z notyfikacji za pomocą poczty e-mail. Newsletter Webinsider.pl został wzbogacony o powiadomienia o nowych wpisach, bo raz na jakiś czas dostawałem takie zapytania, a do tego jest to kolejna opcja do wyboru – każdy może wybrać co preferuje. Dla mnie ważne, byście wracali i czytali :-)
Tylko nie karaj tych co wracają, ciągłymi naganiaczami do wracania.
Staram się, ale gdy zmienia się system, a obecnie zmian „pod spodem” jest sporo, to nie zawsze da się tego w 100% wykluczyć. Zwłaszcza, że właściwie wszystko opiera się na ciasteczkach. Ale „banerek” (BugMeBar) znajdujący się w treści, przy znaczniku „more” możesz wyłączyć korzystając z „x” (prawy górny róg), ew. PopUp podobnie (choć on akurat pojawia się obecnie tylko po kliknięciu w baner lub po kilkuminutowej „bezczynności”). I na jakiś czas masz spokój (do zmiany ciasteczek).
X’a nie widziałem, dobrze wiedzieć. On działa tylko na tą kampanię, czy na cały moduł prezentacji?
„Wyłącznik” (x) przy banerze działa do momentu, aż nie wystartuję z nową kampanią, bo wtedy zazwyczaj zmieniam też „kod ciasteczka”. Ale można ponownie wyłączyć, oczywiście po wcześniejszym zapoznaniu się z przekazem ;-)
Dla mnie RSSy to też podstawa i w również przeglądam je przez Feedly, ale… nie czytam. Tutaj pomaga mi Instapaper, który”łyka” z pomocą IFTTT zapisane w Feedly artykuły, po czym codziennie robi mi z nich gazetkę i wysyła na Kindle. Tutaj je regularnie trawię. Także te z webinsidera. ;-) Pozdrawiam.
No jak korzystasz z Kindle, to faktycznie takie połączenie może być fajne i wygodne. Kilka razy myślałem nad zakupem jakiegoś czytnika, ale za każdym razem jakieś „ale” sprawiało, że… i nadal nie mam, i chyba to się już nie zmieni. Również pozdrawiam :-)
Zastanów się. Aktualnie jest promocja w niemieckim Amazonie na najpopularniejszy model Kindle Paperwhite – taniej aż o 40 euro. ;) Ale ponoć tylko do Walentynek.
Taniej o 40 euro to sporo, więc jak ktoś się zastanawia to faktycznie może to być dobra okazja. U mnie obawiam się, że zrobiłby się z niego szybko „pułkownik”, bo zakładam, że najczęściej mógłbym czytać w drodze z i do pracy. Problem tylko w tym, że zazwyczaj takiej drogi nie pokonuje… Stąd wygrywają audiobooki (lub odczyt artykułów z RSSów), bo mogę ich słuchać podczas spacerów z psami (a tych robimy sporo ;-)).
No dobra… poddaję się. ;D Aczkolwiek różnica między czytaniem na czytniku a każdym innym ekranem jest spora – tak „mówią” moje oczy. ;) Ale skoro ma leżeć na półce to faktycznie nie ma tematu.
Inna kwestia jak kto chłonie wiedzę. Ja jednak muszę to widzieć/czytać. Słowo mówione wpada mi jednym uchem, a drugiem wypada. Może nie w całości, ale jednak. ;)
Nie musisz mnie przekonywać do dobrego czytnika, bo to, że takiego nie mam, nie oznacza, że nie miałem styczności. Zgadzam się, że jak ktoś więcej czyta np. książek w formie elektronicznej, to nawet nie ma co się zastanawiać, bo różnicę – jak sam piszesz – natychmiast odczują choćby oczy. Ja po prostu mam świadomość, że taki czytnik u mnie by przez większość czasu leżał na półce z książkami, bo czytałbym np. w trakcie dojazdów do i z pracy, ale takich dojazdów nie mam. A jak sięgam po książkę, to zazwyczaj tak nienowocześnie, czyli w formie papierowej – jakoś tak mam wrażenie, że jest to coś innego, coś… wręcz mistycznego… ;-)
Ze słuchaniem mam podobnie – jak jest ta słuchawka w uchu, zazwyczaj przy tej okazji robi się coś jeszcze, to faktycznie – wlatuje i wylatuje, choć na szczęście coś tam zostaje… Ale na pewno nie wyobrażam sobie słuchania np. książek bardziej technicznych – bo to już dla mnie wyższy poziom abstrakcji. Choć ostatnio słuchałem o gościu, który jest niewidomy od urodzenia i pracuje jako… programista.