UOKiK ostatnio jakby nie próżnuje, i co chwilę „psy gończe” urzędu ruszają jakimś tropem. Tym razem padło na tzw. influencerów, którzy w mediach społecznościowych często reklamują produkty bez należytego oznaczenia, że mamy do czynienia z płatną akcją reklamową. Co jest o tyle szkodliwe, że publika większości tego typu gwiazdeczek często zgodnie z regulaminem danej platformy w ogóle nie powinna korzystać.
Ale choć faktycznie tzw. influencerzy w serwisach typu YouTube, Instagram czy TikTok (czy co tam teraz na topie jest) mają obecnie kolosalne zasięgi, co w połączeniu z często niedojrzałym wiekiem (również tym emocjonalnym) odbiorców jest zdecydowanie niebezpiecznym połączeniem (choć dla „naganiaczy” niezwykle dochodowym), to tego typu patologie nie tylko tam mają miejsce. Nie ma chyba dnia, by na pewnym technopudelku specjalizującym się chyba w tłumaczeniach z zagranicznych serwisów nie pojawił „artykuł nader dyskretnie sponsorowany” (przynajmniej w moim odczuciu, w mojej opinii). A nie są jedyni, bo wiele innych strona w pogoni za srebrnikami poszło ich drogą (artykuły to głównie tłumaczenia, a do tego nieoznaczone lub bardzo, ale to bardzo delikatnie oznaczone sponsorowane).
Zresztą chyba nie ma tygodnia, bym nie dostał przynajmniej jednego zapytania o artykuł sponsorowany. I zazwyczaj jednym z wymagań jest brak oznaczeń, że to artykuł sponsorowany, a jeśli już, to bardzo, ale to bardzo dyskretnie (do tego oczywiście linki najlepiej „dofollow”, ale koniecznie bez oznaczenia „sponsored”, ale to inny temat). Co ciekawe, najczęściej takie wymagania nie są stawiane w kontekście artykułów sponsorowanych od mniejszych firm, a raczej tych większych. W tym np. banki…
- Wakacje składkowe ZUS a zawieszenie działalności gospodarczej, czyli uważaj, bo być może nie będziesz mógł skorzystać (w 2024) - 1970-01-01
- Przykładowy kalkulator wyceny usługi druku 3D, czyli nie tylko materiał się liczy - 1970-01-01
- Home Assistant 2024.10, czyli nowa karta „nagłówek” i niedziałający TTS w ramach usługi Google Cloud - 1970-01-01